poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 4

- No cześć. - rozłożył się na moim łóżku.
Patrzyłam na niego wściekłym wzrokiem. Chciałam go po prostu zabić.
- Ty jesteś jakiś nienormalny! Przychodzisz do mnie rano, walisz kamieniami w okno, a później jak gdyby nigdy nic włazisz przez nie do mojego pokoju! - wydarłam się na niego.
Po minie chłopaka wywnioskowałam, że trochę się przestraszył. Nie wiedział co mi odpowiedzieć.
- No ja tak się trochę stęskniłem i... - nie dokończył swojej wypowiedzi.
- I?
- I chciałem zabrać Cię na trening. Jeśli chcesz. - spuścił głowę w dół.
- Trening piłki nożnej tak?
- No tak. - odpowiedział z wielką nadzieją.
- No wiesz ja za bardzo tego sportu nie lubię.
- Rozumiem. A może lody po południu? - zapytał.
- Na lody mogę iść. - uśmiechnęłam się.
- To super. Będę o 15.00. A mógłbym wyjść drzwiami? - podrapał się po głowie.
- Tak, tak. - zaprowadziłam go na dół.
Pożegnałam się sucho z chłopakiem. To trochę dziwne, że wszedł do mnie przez okno. W końcu mógł też po ludzku zapukać, zadzwonić do drzwi. Po całej niezrozumiałej dla mnie sytuacji poszłam w pidżamie do kuchni. Postawiłam na płatki czekoladowe. Przygotowałam i ze smakiem zjadłam śniadanie. Przeciągnęłam się jeszcze parę razy na krześle. W ogóle się nie wyspałam. Wchodząc z powrotem na górę przejrzałam się w lusterku. Moje wory pod oczami były widoczne jak nigdy. Wyglądałam jak człowiek emo. Następną moją codzienną rutyną po śniadaniu był prysznic. Zajął mi on chyba pół godziny. Lubiłam czuć na sobie gorącą wodę. Rozluźniałam się przy tym. Moją dzisiejszą stylizacją było to :
Z lekkim niezadowoleniem włączyłam laptopa. Posprawdzałam swoje strony społecznościowe. Moim oczom ukazał się Neymar. Leżał na noszach. Trochę to dziwne, bo data na zdjęciu była dzisiejsza. Byłam zdziwiona. Postanowiłam to wyjaśnić i do niego zadzwonić. Nie odbierał za pierwszym razem, za drugim też. Dopiero za trzecim usłyszałam w słuchawce męski głos.
- Halo?! Neymar? - pytałam zmartwiona.
- Nie. Jestem jego kolegą z drużyny. Dani. - przedstawił się.
- A ja jestem Dami, ale do rzeczy. Zobaczyłam jego zdjęcie. Leżał na noszach. Coś mu się stało? - palnęłam prosto z mostu.
- No tak stało. Nie wiem czy mogę Ci udzielić informacji, ale skoro w telefonie ma Cię zapisaną ,,Ukochana Dami" to mogę Ci wyjawić co nieco.
Otworzyłam szeroko oczy jak i usta ze zdumienia. Zapisał mnie w komórce ,,Ukochana Dami"? Chyba nie jest aż tak powalony. Najprawdopodobniej ten jego kolega robił sobie ze mnie żarty.
- Dobra mów co jest! - nakazałam mu.
- To było tak. Zagraliśmy sobie na koniec treningu krótki meczyk. W pewnym momencie ktoś sfaulował Neya. Do tej pory nie wiemy kto. On upadł i nie mógł wstać.Cały czas łapał się za kostkę. Ryczał z bólu jak baba. Obejrzał go nasz ratownik. Postanowił zawieźć go na pogotowie, bo uraz był zbyt poważny. Jak na razie to tyle ile wiem. - powiedział zmęczony gadaniem.
- Matko. - westchnęłam. - A wiesz do jakiego szpitala pojechali?
- No wiem, wiem. - mężczyzna podał mi adres.
- Dzięki za info i za zaufanie. Będę lecieć. Pa! - rozłączyłam się.
Wyłączyłam laptopa. Wzięłam do rąk poduszkę i mocno ją ścisnęłam. Mimowolnie łzy poleciały mi po policzkach. Byłam trochę winna. Może jak bym pojechała na ten trening to byłoby inaczej? Wytarłam po chwili oczy chusteczką. Nie mogłam dłużej czekać. Postanowiłam pojechać do chłopaka. Wiem, że może to dziwna decyzja. W końcu znamy się dopiero dwa dni. No taka już jestem. Zatroskana o wszystkich. Prawie o wszystkich. Wzięłam małą torebkę i wyszłam z domu zamykając go. Zadzwoniłam po taksówkę.
-------------
Next dam prawdopodobnie jutro :)
Piszcie czy Wam się podobało :D
11 komentarzy = 5 rozdział <3